Z Yogyakarty wylecielismy z 3 godzinym opoznieniem. Okazuje sie, ze tu w Indonezji pasazer tez ma swoje prawa i w zaleznosci od czasu opoznienia przysluguja rozne gratisy. Co do samego lotu to wole nie wspominac. To byl chyba najstarszy latajacy 737! Dziwne dzwieki, ktore wydawal przy starcie i ladowaniu, nie napawaly optymizmem. Humorystycznie potraktowalem tez komunikat o koniecznosci podniesienia oparcia przy starcie i ladowaniu - oparcia byly po prostu w pozycjach w jakich mogly byc bo byly uszkodzone. Wejscie do kokpitu otwarlo sie przy starcie i mimo usilnych prob zatrzasniecia przez stewarda pozostalo juz w takim stanie przez co najmniej 10 minut. Ale udalo sie,dolecielismy :)
Oczywiscie nie bylo szans na zlapanie autobusu do Rantepao o 10 rano. Jedyna opcja bylo czekanie do 22. Dla zabicia 8 godzin robilismy co moglismy. Swoja droga to ciekawe, ze bialy czlowiek jeszcze wywoluje taka sensacje. Wyszlismy z dworca Daya w Makassar i wydawalo sie, ze zaraz ruch stanie :) Nie liczylem nawet ile razy musielismy odpowiadac na radosne powitania, tudziez udzielac info o naszych imionach i pochodzeniu. Tym razem jednak nikt nie chcial sobie z nami robic zdjec (jak do tej pory mamy za soba ze 20 fotek z dzieciakami w roznym wieku, ktore atakuja w najmniej oczekiwanych miejscach - szukajcie ich w ostatnio dodanych na indonezyjskim Facebooku :)
Wpadlismy tez do szkoly podstawowej z nadzieja, ze moze bedzie lekcja angielskiego i bedziemy mogli w niej uczestniczyc ale oprocz ogolnego zamieszania we wszystkich klasach nie udalo nam sie nic osiagnac.
Zycie na dworcu w Makassar to tez ciekawy obrazek. Po plycie hasaja stada koz i gesi ze smakiem palaszujace plastikowe woreczki i inne smieci. Dzieciaki graja w noge a policja z obsluga w ping-ponga. Sa 2 telewizory - w jednym wiadomosci, w drugim bajki dla dzieci. Sielana :) Tak doczekalismy do 22 i wsiedlismy do komfortowego autobusu-chlodni jadacego do Rantepao......