A wlasciwie Laotanska Republika Ludowo-Demokratyczna (brzmi tak samo dumnie jak Polska Rzeczpospolita Ludowa).
Po godzinnym locie z Chiang Mai (miasto z 200 tys. mieszkancow a lotnisko wieksze niz w Warszawie) wyladowalismy w Luang Prabang - Juz pierwsze widoki z okna samolotu podpowiadaly, ze bedzie tu troche inaczej. Fajne podejscie do ladowania, po bardzo dlugiej prostej, miedzy gorami i nad wijacym sie do dolem poteznym Mekongiem. Terminal - niewielki budyneczek ale w sam raz na potrzeby tego miasta :)
Szybki i sprawny przejazd do hostelu wybranego z przewodnika LP no i zaczelo sie :) W ciagu dwoch lat od ostatniej edycji przewodnika LP sporo sie tu musialo zmienic. Oczywiscie chodzi glownie o ceny bo zarowno ulice jak i wszelkie zabytki sa wciaz na swoim miejscu ;) Generalnie spodziewalismy sie, ze bedzie taniej niz w Tajlandii a tu zonk. Ceny sa takie same a w przypadku niektorych towarow i uslug zdecydowanie wyzsze.
Po krotkim rekonesansie wsrod posrednikow zdecydowalismy sie zostac w Luang na 3 dni i pozyczyc motor. Daje duza swobode - mozna pojechac gdzie sie chce, zatrzymac w jakiejs wiosce po drodze - u agenta tego niestety nie da sie zamowic :)
Pierwszy dzien (a w zasadzie popoludnie) w Laosie minal bardzo szybko - zdazylismy jeszcze tylko zrobic nocne obejscie miasta oraz zaliczylismy pierwszy kontakt z Beer Lao :] - jedynym lokalnym piwem produkowanym w Laosie