Bangkok pożegnał nas potężną ulewą. W ciągu kilkunastu minut ulice zamieniły się w rwące rzeki :) No cóż - w końcu to pora deszczowa :) Pomimo tego udało nam się dotrzeć na czas na dworzec i wsiąść do pociągu wcale nie byle jakiego. Po 15 godzinach jazdy, z jednogodzinnym opóźnieniem, wysiedliśmy w Chiang Mai. Podróż bardzo wygodna, w ciekawie zaaranżowanym wagonie - kuszetce. Klima, browar i nic więcej nam nie było potrzebne ;)
Już jesteśmy po zwiedzaniu miasta - od jutra zaczynamy przygody w dżungli.
Z ciekawych rzeczy - zażeramy się do bólu tajskim papu, wszystko smakuje wyśmienicie i w dodatku za każdym razem inaczej. Jestem gotowy przeprowadzić się tutaj dla samego jedzenia :)))) A najlepsze są ceny - talerz głównego dania to równowartość 1 USD. Oczywiście za to samo w lepszej restauracji można zapłacić wielokrotność tej kwoty. No ale restauracje są dla starszych panów z Europy poszukujących żon (a można ich spotkać na każdym kroku).
Do następnej razy :)