W kolejnym dniu, znowu na motorku, udalismy sie na plaskowyz Bolaven. Swietne miejsce - duzo nizsza temperatura - jest czym oddychac, mnostwo plantacji kawy i herbaty (ceny tak smieszne ze zrobilismy spore zakupy).
Bylismy rowniez nad Tat Fane - 120m wodospad w dzungli - niestety nie dalo sie zejsc do jego podstawy i mozna go bylo podziwiac tylko z gory. Gdzies po drodze zlapal nas deszcz wiec zatrzymalismy sie w restauracjo-sklepie na herbate. Dobrze miec przewodnik pod reka - bez niego nigdy nie wytlumaczylibysmy (a probowalismy) wlascicielce lokalu, ze chcemy goraca herbate a nie ice tea :)
W drodze powrotnej zrobilismy niespodziewany nalot na jedna z plantacji kawy i herbaty wywolujac poruszenie calej rodziny :) Oprowadzili nas po swoich wlosciach i jeszcze dostalismy w prezencie na pozegnanie jakies owoce - bardzo smaczne, ale wciaz nie wiemy jak sie nazywaja :)
Jutro ruszamy w kierunku Phnom Penh i zegnamy sie z Laosem.....