Poniedzialek rozpoczelismy od wyjazdu poza miasto do Choeung Ek, gdzie Czerwoni Khmerowie zamorodowali w latach 1975-79 okolo 17 tys. przedstawicieli inteligencji. Taki tutejszy Katyn - miejsce robi naprawde szokujace wrazenie. Wciaz nie wydobyto wszystkich szczatkow z masowych grobow i ziemia po obfitych deszczach nieustannie ujawnia smutna historie tego miejsca.
Po dolujacym poczatku dnia poszlo juz mniej stresujaco - zaliczylismy podstawowe miejsca w centrum miasta. Jest to zdecydowanie najbardziej brudne miejsce ze wszystkich odwiedzonych do tej pory. Na ulicach sporo inwalidow - ofiar min ladowych - oraz malych dzieci sprzedajacych fotokopie ksiazek, kartki pocztowe czy magnesy na lodowke. Za to ceny w lokalach przy typowo turystycznych ulicach sa na poziomie znanym z rodzinnego grodu Kraka. Oczywiscie wystarczy uciec troszke w bok z turystycznego getta i ceny od razu spadaja przynajmniej o 50%. Z braku czasu na Phnom Penh poswiecilismy tylko jeden dzien - ale jest to wystarczajacy czas aby nie spieszac sie zobaczyc wszystko co stolica Kambodzy ma do zaoferowania.
Aaa - zapomnialbym dodac - w Kambodzy spozywami piwo Angkor :) W umiarkowanych ilosciach oczywiscie. Beerlao jednak bylo lepsze :)